Mijają już niemal 2 miesiące, od kiedy zostaliśmy zamknięci w domach i zmuszeni do społecznego dystansowania się. Choć rzeczywistość jest teraz zgoła odmienna od niedawnej przeszłości, i wszyscy musimy nauczyć się żyć od nowa, dalej próbujemy funkcjonować w rytmie zewnętrznego świata, co rusz dopada nas wewnętrzny przymus dotychczasowej aktywności.
Wszyscy razem, choć osobno
Można powiedzieć, że dziś, kolektywistycznie, należymy do jednej grupy zagniewanych młodocianych, którzy buntują się przeciwko temu, co nas spotkało, przeciwko koronawirusowi. Wyśmiewamy go, umniejszamy jego znaczenie, wypieramy. Chwilami ciężko nam poznać samych siebie, innym razem – obecnej rzeczywistości. Mamy epizody irracjonalnych wybuchów złości, poddenerwowania, spadków nastroju, rezygnacji, apatii, obojętności. Kompletne rozregulowanie emocjonalne. Stany te są bardzo zbliżone do tych, które przechodzi człowiek podczas… żałoby. Może wydawać się to dziwne, ale właśnie w tym momencie przechodzimy żałobę po przeszłości, po życiu, jakie dotychczas prowadziliśmy.
Oczywiście każdy z nas jest teraz na różnych etapach tego psychicznego procesu. Część osób jest na samym jego początku, czyli na etapie wyparcia, niedowierzania, zaprzeczenia. To ci, którzy w dalszym ciągu dyskutują ze statystykami, podważają je, wyśmiewają całą sytuację związaną z koronawirusem. Część jest na etapie szoku – nie wierzy w to, co się dzieje dookoła, a kładąc się spać, liczy, że gdy się obudzi, wszystko okaże się tylko złym snem. Następnym etapem jest gniew i bunt. Tutaj osoby odczuwają złość: na świat, na fakt istnienia wirusa, na rząd za zamrożenie gospodarki, na domowników za wchodzenie w drogę, na sklepy za ograniczenia, na przyrodę, na Chiny, na wszystko… Szarpiące emocje ciągną do rebelii – do łamania obecnych zakazów i nakazów. Jeszcze inna część osób jest na etapie „targowana się” – stara się ogarnąć umysłem obecną rzeczywistość i zaczyna dostrzegać pewien constans oraz dociekać swoich praw poprzez targowanie się z samym sobą. Apatia, swoiste wycofanie z życia, przesypiane każdej wolnej chwili, smutek – to kolejne, przedostatnie stadium żałoby. Umysł osób na tym etapie uświadamia sobie, że to wszystko jest naprawdę i nie ma przed tym ucieczki. To trudny, ale konieczny etap, by móc pójść dalej, do ostatniej fazy żałoby – akceptacji. Właśnie w tym momencie zaczynamy się adaptować do nowej sytuacji i skutecznie działać. To początek reorganizowania swojego życia. Na tym etapie są już osoby, które działają w myśl zasady „nic na to nie poradzimy, jest jak jest, trzeba żyć i działać dalej na tyle, na ile sytuacja pozwala w nowej rzeczywistości”. W tym momencie kluczowe jest uświadomienie sobie, na co mamy wpływ, a co jest poza naszym zasięgiem.
Jak żyć?
To pytanie zadaje sobie teraz chyba większość z nas. Kłopot z naszą żałobą polega na tym, że do końca nie wiemy, czy świat, jaki znaliśmy, zniknął na zawsze, czy tylko na chwilę. Trwamy w zawieszeniu, trzymając się kurczowo resztek dawnego życia. Jak długo jednak tak damy radę? Specjaliści i naukowcy ds. zdrowia donoszą, że nie będziemy mogli zbyt szybko wrócić do dawnego funkcjonowania. Będziemy musieli się dystansować społecznie przez najbliższe kilkanaście miesięcy, póki nie zostanie wynaleziona szczepionka przeciwko COVID-19. Jak zatem odnaleźć się w nowej „normalności”? Jak odbudować w sobie poczucie wpływu i kontroli, które w ostatnim czasie drastycznie spadło?
Psychologiczne life hacks
Jednym z kluczowych elementów jest uszeregowanie aspektów, na które mamy realny wpływ, oraz na te, które są poza naszym zasięgiem.
Szalejący po świecie koronawirus, rosnące statystyki zachorowań – czy mamy na to wpływ? Codzienne śledzenie raportów na pewno nie spowoduje, że zaczną one spadać czy wręcz wyzerują. Poprzez wsłuchiwanie się w kolejne wiadomości dotyczące zgonów nie wynajdziemy broni, która zneutralizuje wirusa. Nie ma więc sensu, by zajmować swoją głowę tymi negatywnymi danymi. Natomiast to, co możemy zrobić, to skupić się na rzeczach, które są pod naszą kontrolą. Jeśli chcemy przyczynić się do spadku statystyk, na pewno możemy ograniczyć nasze wychodzenie z domu do minimum, a gdy już wychodzimy to w pełnym ochronnym „umundurowaniu”. Skupmy się na naszym codziennym funkcjonowaniu, stwórzmy sobie nową rutynę dnia codziennego. Na nowo nauczmy się zarządzać sobą i swoim czasem, zadbajmy o nawet małe przyjemności, świadomie wybierajmy informacje, które do siebie dopuszczamy, wypracujmy w sobie nawyk regularnego kontaktu z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi, podzielmy swój w ciągu dnia na pracę i regenerację, zaplanujmy chwilę na aktywność fizyczną, której jesteśmy teraz w dużym stopniu pozbawieni. Róbmy to, co nas wzmacnia i uspokaja.
Filtrowanie informacji jest drugim, bardzo ważnym elementem powrotu do równowagi w tych szalonych czasach. Dane, którymi karmimy swoje mózgi, mają ogromny wpływ na jego funkcjonowanie, a przez to – na nasze samopoczucie. Głównymi informacjami podawanymi obecnie w mediach są statystyki nowych zachorowań na COVID-19 i zgonów. Część z nas wychodzi z założenia, że dobrze jest wiedzieć, trzymać rękę na pulsie. Jednak nasze mózgi już tak nie uważają. Dlaczego?
Po pierwsze, nasze mózg nie rozumieją liczb ani statystyk. Gdy słyszą „ilość zachorowań”, rozumieją „choroba”, nie zaś „500 nowych zachorowań wśród 38-milionowego kraju”. Gdy słyszą „ilość zgonów”, rozumieją „śmierć”, nie zaś „50 zgonów wśród 38-milionowego kraju”. Nie ma więc tutaj mowy o racjonalnym podejściu do informacji.
Po drugie, gdy do naszego mózgu dociera informacja o zagrożeniu, ten rozpoczyna proces mobilizacji organizmu do walki lub ucieczki, poprzez produkcję m.in. kortyzolu, czyli hormonu stresu. W przypadku bezpośredniego, fizycznego zagrożenia hormon ten pozwalał naszym przodkom przetrwać. Jednak obecnie, gdy jesteśmy narażeni na permanentny stres psychiczny, kortyzol robi nam wielką krzywdę, a produkowany przez organizm w dużych ilościach zmniejsza bądź wręcz niweluje w naszych organizmach produkcję endorfin – hormonów szczęścia. W ten sposób narażamy się na obniżony nastrój, lęki, a w skrajnych przypadkach – depresję. Ważne jest więc, byśmy filtrowali informacje i nie fundowali sobie złych wieści, na które i tak nie mamy wpływu.
Nowa rzeczywistość wymaga od nas stworzenia sobie nowej rutyny i nauki zarządzania sobą. Skuteczność dotychczasowych zachowań poszła w zapomnienie. Musimy nauczyć się na nowo żyć, wchodzić w stan koncentracji pracy, samodzielnie narzucać sobie dyscyplinę i rozdzielać życie zawodowe od czasu prywatnego. Jest to wyzwanie dla każdego z nas, jednak są też tzw. plusy dodatnie tej sytuacji. W przypadku home office nie musimy dojeżdżać do biura, a zatem zyskujemy ekstra czas. Możemy rozpocząć pracę wcześniej lub wygospodarować w ciągu dnia chwilę na spacer z psem bądź przygotowanie obiadu. Jakkolwiek podzielimy swój czas, ważne, byśmy zachowali równowagę. Dla niektórych osób ważne będzie, by zaczynać i kończyć dzień pracy o konkretnych godzinach, dla innych – z racji posiadania małych dzieci – model ten w warunkach domowych będzie niemożliwy do zrealizowania. W ich przypadku efektywniejsze może być działanie na podstawie listy zadań do zrealizowania danego dnia. Niemniej ważne jest tutaj, by jak najbardziej realnie oszacować czas konieczny do zrealizowania poszczególnych zadań. Jako ludzie mamy tendencję do zbyt optymistycznego szacowania swojej szybkości działania i potrafimy zakopać się w liście „to do”.
Dla niektórych osób ważne będzie ubranie się każdego dnia jak do pracy w biurze, dla innych – wręcz przeciwnie – luźniejszy strój może sprzyjać sprawniejszemu funkcjonowaniu i dobremu samopoczuciu.
Każdy z nas musi się teraz poukładać na nowo, poznać się w innych warunkach. Dajmy sobie na to czas i pozwólmy sobie eksperymentować.
Pobudzajmy w sobie produkcję hormonów szczęścia (serotoniny, dopaminy, oksytocyny i endorfiny), by nieco zniwelować działanie hormonu stresu. W tym celu pomóżmy swojemu organizmowi i podejmujmy działania zwiększające ich wytwarzanie.
- Codziennie angażujmy się w relaksujące aktywności: ćwiczenia fizyczne, spacer na łonie natury, słuchane muzyki, czytanie dobrej książki, medytacje, joga, stretching, ćwiczenia oddechowe.
- Dawajmy swoim oczom możliwość korzystania z samego rana z jasnego, dziennego światła.
- Kładźmy się regularnie spać i przesypiajmy 6-8 godzin w dobrych jakościowo warunkach (bez rozpraszaczy typu sprzęty działające w trybie „stand by”). To pomaga nam zrównoważyć funkcjonowanie układu hormonalnego.
- Przytulajmy się do domowników, również czworonożnych, jak najczęściej.
- Dbajmy o dobre jakościowo i smakowo posiłki, zbilansujmy swoją dietę, i dorzućmy do niej „dawców szczęścia”: trochę czekolady lub kakao, pikantne przyprawy, owoce i warzywa.
- Śmiejmy się z innymi, żartujmy, wysyłajmy sobie wzajemne śmieszne filmiki – teraz bardziej niż dotychczas są one nie tylko chwilą relaksu, ale i bodźcem do produkcji hormonów szczęścia.
- Jeśli jesteśmy w związku, zaplanujmy romantyczną kolację lub śniadanie, dbajmy o bliskość i poczucie spełnienia w związku.
- Zmęczmy się fizycznie – im bardziej wymagający trening sobie zafundujemy, tym przypływ endorfin będzie większy. Najlepiej sprawdzają się w tej roli treningi kardio w odmianie interwałowej HIIT.
- Zaaplikujmy sobie automasaże (np. przy pomocy rollerów lub piłek do automasażu), które przyniosą fizyczne i psychiczne rozluźnienie.
Źródło: magazynkobiet.pl